poniedziałek, 1 czerwca 2015

Musica Electronica Nova i Biennale WRO 2015

WRO MEN #1

Pierwszy wieczór performatywny WRO utrzymany był w duchu szkolnych rozprawek na temat osiągnięć awangard lat 70. i 80. Krzysztof Cybulski krótkim wykładem o zasadach spektralnej analizy i syntezy dźwięku wprowadził słuchaczy do utworu "Spectral Score" karkołomnie łączącego miałką improwizację z generowaną na żywo partyturą dla zespołu kameralnego. Pustką wiało z kolejnych występów - Osmo Nadir zaprezentował zestaw kinetycznych i świetlnych kontrolerów midi sterujących podstawowymi presetami z Abletona, a Ryo Ikeshiro z fraktali generował klasyczne do bólu wizualne i dźwiękowe glitche. Często na WRO spotykamy projekty będące demonstracją pomysłu technicznego, bez iskry twórczej potrafiącej zaintrygować odiorcę na dłużej.
Tym bardziej pozytywnie zaskoczyła i wyrwała z letargu Kasia Justka z gęstym i intensywnym połączeniem obrazu i dźwięku generowanych z modularnego syntezatora analogowego. Duchowa wnuczka Daphne Oram, przyrodnia siostra Beatriz Ferreyry ma szansę za moment dołączyć do czołówki polskich demonów dźwiękowej innowacji z Wilhelmem Brasem i Robertem Piotrowiczem na czele. Wypatrujcie Justki na kolejnych festiwalach!

WRO MEN #2 - wakacje z duchami

Otwarciu Musica Electronica Nova przyświecał duch archeologii muzycznej. Głównym punktem programu był kuratorski projekt festiwalu, pierwsza próba wykonania słuchowiska radiowego Luca Ferrariego "Et si tout entière maintenant" na żywo z udziałem orkiestry symfonicznej. Próba z góry przecząca założeniom artystycznym Ferrariego - w jego nagraniu partie orkiestry są przetworzone elektronicznie i schowane w dźwiękowym tle, tworzące jedynie poświatę i delikatne akcenty dla akcji rozgrywającej się w warstwie nagrań podróży lodołamaczem i rozerotyzowanym głosie aktorki. Wrocławska produkcja wysunęła kanciastą orkiestrę na pierwszy plan, a głos aktorki nabrał sztywnego, teatralnego tembru. Jedynie warstwa elektroniczna, wykonana na żywo przez autora nagrań i bliskiego współpracownika kompozytora (Davida Jisse) ratowała utworów przestrzenną, akuzmatyczną realizacją.
Otwierające wieczór "Pianophonie" Serockiego to bardzo ciekawy koncert fortepianowy, ale mocno zwietrzały pomysł na elektroniczne przetwarzanie dźwięku fortepianu. Podczas Musica Polonica Nova w 2008 miała miejsce pierwsze wykonanie tego utworu na żywo z analogową warstwą live electronics imitowanym w systemie Max/DSP. Później na Warszawskiej Jesieni była jeszcze próba uzupełnienia systemu o możliwość modyfikacji efektów elektronicznych przez pianistę. Podczas wczorajszego wykonania nieśmiało próbowano jedynie odtworzyć jota w jotę ścieżkę Serockiego, dodatkowo - jak zwykle na koncertach we wrocławskiej filharmonii - za cicho w stosunku do orkiestry. Utwór na szczęście uratowała i wzniosła na wyżyny foniczne brawurowa interpretacja pianisty Torosa Cana (znanego chociażby ze świetnego wykonania "Makrokosmosu" George'a Crumba) i ujęci filmowe Jeana Roucha.
Wciśnięty pomiędzy utwór Masona Batesa był wyraźnym ukłonem w stronę wrocławskiej orkiestry, która przy ociekających disney'owskim kiczem melodiach i rytmach wyraźnie się ożywiła i nabrała uśmiechu na twarzach. próby przenoszenia technik dj'skich do orkiestrowej partytury może być ciekawym konceptem, jednak traktowanie elektroniki jako "mile widzianego dodatku do palety brzmień orkiestry" czyni z kompozytora partnera raczej dla Piotra Rubika niż Kazimierza Serockiego.
W przeszłości grzebał również zamykający program performatywny WRO Joachim Montessuis. Prowadzący oficynę Erratum, mający na koncie nagrania z Charlemagne Palestine i Mają Ratkje, Henrim Chopinem i Master Musicians of Joujouka, zaprezentował najpierw potężną ścianę hałasów bazującą na poezji dźwiękowej, by następnie ukołysać publiczność do snu z wykorzystaniem Dreamachines Briona Gysina i dźwięków elektrycznej liry korbowej własnej konstrukcji. W odróżnieniu do Filharmonii mieliśmy świetne nagłośnienie, ale nadal nowego nie widać i nie słychać ani trochę.



WRO MEN #3 - it is rocket science

MEN pod dyrekcją Elżbiety Sikory to przede wszystkim możliwość doświadczenia na naszym podwórku produkcji frankofońskich instytutów poszukiwań muzycznych. Przekonania się, że rzeczywistość dźwiękowa utworów znanych z płyt i polskich wykonań może być zgoła inna gdy pod okiem autorów i inżynierów nabierają przestrzeni i właściwych rumieńców.
Nad wykonaniem "Tensio", najbardziej eksperymentalnej i zaawansowanej kompozycji Philippe Manoury'ego, czuwali sam kompozytor i dwóch realizatorów z instytutu IRCAM (szczególnej uwadze polecamy dorobek Gilberta Nouno http://gilbertnouno.net/). Gęsta, pulsująca lawa dźwiękowa warstwy live electronics operująca szeregiem złożonych operacji (http://www.philippemanoury.com/?p=4828) na oszczędnych frazach kwartetu smyczkowego, rozłożona na wielokanałową projekcję była nie tylko podróżą w historię rozwoju technik przestrzennej syntezy dźwięku zapoczątkowanej przez Francoisa Bayle. To również jeden z nielicznych przykładów gdy potężna praca teoretyczna i technologiczna (utwór powstawał przez ponad 2 lata) w połączeniu z perfekcyjną realizacją przestrzenną dają w efekcie fascynująca 40 minutową przygodę nie dająca ani chwil wytchnienia i szansy na znudzenie.
Koncert był rejestrowany przez Polskie Radio, jednak odsłuch tego utworu w systemie stereo nie ma większego sensu gdyż cała akcja oraz myśl muzyczna i dźwiękowa (tytułowe związku powierzchniowo czynne) zawarta jest w przestrzeni.

MEN #4 - exit to enter

Dzisiejszy koncert był zatytułowany od klasycznej już kompozycji "Musique de tables" Thierry'ego de Meya badającej związki rytmu i ruchu. Zestawiona z utworami kompozytorów z dwóch młodszych pokoleń, dawał nadzieje na twórcze kontynuacje myśli głównego gościa festiwalu. Niestety otwierająca koncert niemrawa interpretacja "Musique de tables" w wykonaniu stołecznego Hashtag Ensemble zasiała sporo wątpliwości.
Michael Beil podobnie jak De Mey działa na styku kompozycji muzycznej, tańca, teatru i sztuki video. Należący ideowo do grupy młodych kompozytorów darmstadzkich poszukujących nowych form i dróg dla muzyki scenicznej, stawia odważne pytania o naturę procesu twórczego jako dialogu, poddając w wątpliwość aktu kreacyjnego. "Wie jetzt? to koncertowa wersja przedstawienia o tej samej nazwie. W warstwie wizualnej z zapętlonym fragmentem wideo, pozbawiona jakiegokolwiek komentarza w książce programowej, skupiała uwagę słuchaczy na napięciu pomiędzy bogatą warstwą elektroniczną, akcentową orkiestracją i hauntologicznymi samplami orkiestry i śpiewu operowego. Beil wiele pisze o zaangażowaniu wykonawców w proces kompozycyjny, być może coś się poszło nie tak we Wrocławiu.
Natomiast kompletnym zaprzeczeniem błyskotliwości De Meya była "Suita Warszawska II" z muzyką Wojciecha Błażejczyka i filmem Mai Baczyńskiej. Oparta na schematycznych asocjacjach muzyki i obrazu robiła wrażenie reklamówki na zamówienie magistratu połączonej z fragmentami stockowych utworów. Po koncercie zespół opowiadał o swojej nowej płycie, tłumaczyli się gęsto ze słabości do romantyzmu w muzyce i poezji. Być może jest to szczere, może mamy do czynienia z powrotem młodych do neo-romantyzmu w myśleniu o muzyce (np. zdjęcia w filmie "15 stron świata" Zuzanny Solakiewicz). Jednak wtórne efekty każą wątpić w siłę koncepcyjną tych działań.


MEN #5 - lost in translation

Dramaturgię poniedziałkowego koncertu w kinie Nowe Horyzonty wyznaczał trzyczęściowy utwór Damira Ocko "The Moon shall never take my Voice". Bazujący na tej samej co De Mey technice amplifikacji odgłosów ruchów tancerza, tworzy subtelne kompozycje dźwiękowe rozwijając odgłosy ruchów aktorki, która przy pomocy języka migowego opowiada historie o ciszy (pauz w X Symfonii Mahlera, Johna Cage'a w komorze bezechowej i Neila Armostronga na księżycu). Ocko w naszym kraju znany głównie ze świata sztuk wizualnych (w tym roku reprezentuje Chorwację w pawilonie narodowym podczas weneckiego Biennale), w wielu swoich pracach zajmuje się zagadnieniem zagadnieniami ciszy, pustki i braku (np. w instalacji "Resil(i)ence" krople wody grały sonaty Beethovena na zamrożonym fortepianie). Okazuje się jak dotąd najciekawszym kontynuatorem myśli muzyczno-wizualnej De Mey'a obecnym w programie festiwalu. "Tippeke" De Mey'a to z kolei dekonstrukcja dziecięcej wyliczanki, która nucona przez tancerkę w rwanym montażu wideo i modyfikowanych dźwięków wiolonczeli miesza się z odgłosami gwałtownych ruchów, szumu lasu, autostrady, przechodzi w paranoiczną spiralę rytmu wszystkich elementów. Oba utwory, choć mocno kontrastujące ze sobą wizualnie i dźwiękowo, doskonale oddają problem nieoczywistości w przekładzie i łączeniu języków tańca, słowa, dźwięku, ciszy i gestu. Najciekawiej jak dotąd odnoszą się do tematu adresowanego przez tegoroczną edycję festiwalu.
Pozostałe kompozycje tego wieczoru skupiały się na prostej interpretacji muzycznej - struktury krzemu (Agata Zubel) i nastroju pracy w korporacji (Franciszek Araszkiewicz). Zepsuta została również przyjemność dźwiękowa - w obu przypadkach ciekawe brzmienie kwartetu wiolonczelowego zostało niemiłosiernie przesterowane i zgubione w mazi źle nagłośnionych warstw elektroniki (utwory De Meya i Ocko były odtwarzane z płyty przez kinowy system nagłośnienia, dlatego brzmiały o niebo lepiej). Towarzyszącej utworowi Araszkiewicza animacji w stylu demo sceny komputerów Amiga nie podejmujemy się tłumaczyć na żaden język.


MEN #6 - nieistniejące ptaki

W spektaklu "Assemblage humain" tancerka Saskia Hölbling podjęła się interpretacji poematu filozoficznego Jean-Luca Nancego w opowieści o historii ciała ludzkiego. Oszczędna, pełna symboliki choreografia w której próżno szukać nowatorstwa projektów Thierry De Meya. W warstwie dźwiękowej Wolfgang Mitterer w duchu filozofii muzyki postanowił rozprawić się z jej historią, zawierając w godzinnej kompozycji wątki klasyczne, eksperymentalne i taneczne, spinając wszystko gigantycznym pogłosem charakterystycznym dla produkcji Roly Portera i Emptysetów. Wiedeński muzyk i kompozytor związany przede wszystkim ze sceną muzyki improwizowanej, często operuje przewrotnym cytatem jako podstawowym gestem twórczym swoich kompozycji (patrz "radio fractal / beat music" w oficynie HatHut czy "Coloured Noise" dla Klangforum Wien). Niestety erudycja i wyraźny "bagaż krytyczny" nie wystarczył by utrzymać ciekawość widza w stałym napięciu.
Wszystkie niedostatki zrekompensował seans z wyborem eksperymentów telewizyjnych z lat 1960-75 tuzów nowej myśli muzycznej tamtego okresu - Schaeffera, Bayle'a, Parmegianiego, Maleca, Kantona. Brudne, rozsynchronizowane, ale pełne młodzieńczej energii i niekonwencjonalnych pomysłów technicznych, wywodzące się z prób przeniesienia ideii muzyki konkretnej. Pokazały jak ogromny wpływ na charakter i styl tych produkcji miała zastosowana muzyka, jak faktury brzmieniowe charakterystyczne dla eksperymentów Ina/GRM owocują również w utworach wizualnych odmiennych od produkcji kina strukturalnego z USA czy Polski. Często te produkcje były wstępem do większych kompozycji, np. pomysły z "Reflets" Piotra Kamlera Ivo Malec wykorzystał później w kompozycji "Dahovi". Smutna wiadomość jest taka, że nie znajdziecie tych filmów na żadnym dvd, youtube czy torrencie, INA pilnie strzeże swoich skarbów.


MEN #7 - un altro

Czwartkowy koncert zbierał różnorodne koncepcje użycia chóru w muzyce współczesnej. Vinao skupił się na polityczno-społecznej treści (kryzys finansowy z roku 2008) i powerpointowej formie żonglerki cytatami z kultury sakralnej i popularnej. Pomimo intrygującego wstępu i znanych ze wcześniejszych kompozycji rozbudowanych struktur perkusyjnych (patrz hiphopowa suita prezentowana 2 lata temu podczas Kina Dźwięku na MEN), podobnie jak parę dni wczesniej Bates i Błażejczyk padł ofiarą dosłownej stylizacji. Jonathan Harvey pojedyncze głoski z wiersza Remiego zatopił w archaicznie brzmiących (szybko starzejąca się elektronika z roku 1997) szumach wiatru i wody, próbując uczynić z warstwy elektronicznej kolejne głosy chóru. Dekonstrukcja języka perskiego również obecna w "Nuits", pierwszym utworze wokalnym Xenakisa. To gęsta struktura 12 głosów pełna niaunsów brzmienowych i wykonawczych, które niestety zgubiły się w pogłosie sali koncertowej. Lepiej ten utwór wypada w nagraniach, ze szczegółową rejestracja poszczególnych głosów. Jak duży potencjał instrumentalny tkwi w tym utworze świadczy wydana niedawno przewrotna gitarowa interpretacja w wykonaniu Noela Akchote (patrz link poniżej).
Prężne partyturowe struktury i formalne popisy wszystkich trzech kompozytorów mocno kontrastowały ze skromnym, prawie minimalistycznym utworem Joanny Woźny. Operujący grą z przestrzenią i echem pojedynczych głosów, zaszumionymi dronami i unikajaca estetyzacji elektroniką oparty na brudach z Pure Data oraz statycznymi kadrami w warstwie wizualnej robił wrażenie pochodzącego z zupełnie innej planety estetycznej niż większość utworów festiwalowych, mocno osadzonych w dobrze rozpoznanych w muzyce współczesnej koncepcjach brzmieniowych. Na jedynym dotąd albumie (z Klangforum Wien) Woźny pokazała ciekawą kontynuację języka muzycznego Nono, Lachenmann czy Sciarrino. "un altro... di vento, di cielo" robi wrażenie odważniejszego i zdecydowanego kroku twórczego.


MEN #8 - space is the place

Studio SWR gościło już na MEN podczas trzeciej edycji w 2009. Wtedy w przestrzeni XO Ensemble Recherche przedstawili przekrój klasyków nowej muzyki (Nono, Kagela, Stockhausena, Bouleza), których przestrzenne kompozycje rozsławiły freiburskie studio na całym świecie, a oryginalne podejście do operowania dźwiękiem w przestrzeni wyraźnie odróżniło ich od francuskiej koncepcji muzyki akuzmatycznej. Monika Pasiecznik przeprowadziła wtedy ciekawą dyskusję z obecnym dyrektorem studia).
Tegoroczny koncert skupił się na prezentacji obecnego stanu osiągnięć studia w dziedzinie "dyfuzji dźwiękowej" ( uzupełnionej o krótki, ale intensywny przerywnik z okazji 90. urodzin Pierre Bouleza). Pomimo osadzenia formalnego w tradycyjnych jak na muzykę współczesną brzmieniach i strukturach, uderzała w każdej z trzech kompozycji lekkość i naturalność w projekcji przestrzennej dźwięku. W większości przypadków partyturowych zmagań z muzyka elektroniczną warstwa "live electronics" wyraźnie odkleja się od sceny instrumentów akustycznych. Podczas wczorajszego koncertu ekipie inżynierów udało się wygrać z trudną akustyką Filharmonii Wrocławskiej, po raz pierwszy pojawiła się tam spójna i żywa przestrzeń dźwiękowa oparta na mocno sonorystycznych, często wywodzonych z praktyk swobodnej improwizacji instrumentacjach. Mark Andre zabrał nas w wycieczkę po akustyce istambulskich świątyń (więcej o projekcie zrealizowanym z Ensemble Modern tu). Detlef Heusinger próbował stworzyć wrażenie wycieczki po gęstym lesie instrumentalnym, a Lidia Zielińska z nieskrywaną przyjemnością rozpraszała w przestrzeni kameralne brzmienia (co obrazował film "Smoke" Nicka McCarthy).
Z kolei 101 urodziny obchodził wczoraj Sun Ra. Z tej okazji projekcja "Chronopolis" Piotra Kamlera okazała się idealnym prezentem dla fanów egipskiego afro-futuryzmu. Powstały na początku lat 80. film kryje wiele tajemnic i ciekawostek. Nieco rozczarowuje, ale i zastanawia ścieżka dźwiękowa przygotowana przez Luca Ferrariego. Technicznie podobna do jego eksperymentów ze studia GRM z przełomu lat 50. i 60., uboga strukturalnie, zdecydowanie odmienna się od gęstych, wielowarstwowych kompozycji jakie pamiętamy z jego najsłynniejszych dokonań.


MEN #9 - the number of the beast

Od paru edycji tradycją festiwalu MEN jest prezentacja orkiestr głośników (tzw. NSML - non‑standard multi‑loudspeaker diffusion systems) . Do tej pory Wrocław gościł francuskie Akusmonium GRM i MOTUS oraz belgijski Musique & Recherche. W tyn roku wybór padł na brytyjski BEAST, który jednocześnie stworzył przestrzeń dla cyklu Kino Dźwięku. Ekipa co prawda przyjechała tylko ze swoim "dyfuzorem przestrzennym" (czyli specjalną konsolą), głośniki skompletowali na miejscu, ale efekty i tak były wyśmienite.
Zaproszeni kompozytorzy, badacze i kuratorzy przygotowali zestawy nagrań mające prezentować stan dzisiejszy muzyki elektroakustycznej. Niewątpliwie jest to stan bardziej zaawansowany w stosunku do tego, co słyszeliśmy podczas festiwalu w salach koncertowych i kinowych. Można odnieść wrażenie, że sytuacja sceniczna (instrumentalna, teatralna lub multimedialna) narzuca mocno skodyfikowane formy i rozwiązania, które ustępują dopiero w laboratoryjnie czystej przestrzeni studia. Z drugiej strony słuchając kolejnych produkcji przestrzennych studiów eksperymentalnych z całego świata można zauważyć również kodyfikacje rozwiązań technicznych i kompozytorskich (co szczególnie słychać było w produkcjach studia BEAST), które wynikają często z ograniczeń dostępności takich systemów, jak powszechnej wyobraźni przestrzennej kształtowanej przez filmowe efekty dźwiękowe kina masowego.
W tym roku w programie mieliśmy wybory mocno subiektywne (doskonały zestaw Françoise Barrière z Le paysage Vineta" Georga Katzera na czele), jak i prezentacje dorobku studiów muzyki elektronicznej. W zestawie BEAST wyróżniały się kompozycje Jamesa Carpentera i twórcy studia Jonty Harrisona. Najbardziej różnorodna, odbiegająca od wspomnianych kodyfikacji i typowo gestów kompozytorskich okazała się reprezentacja berlińskiego uniwersytetu technicznego, w program której weszły również zapisy instalacji dźwiękowych (Michael Schumacher, Kees Tazelaar). Z podobnych powodów szalenie intrygująco wypadł zestaw kuratorski Piotra Tkacza z wyborem utworów spoza kręgu urzędowych zamówień kompozytorskich m.in. Roberta Piotrowicza, Pawła Kulczyńskiego, Piotra Kurka, Anny Zaradny, Jacka Staniszewskiego, Wojciecha Kucharczyka.


Brak komentarzy: