wtorek, 10 maja 2016

Musica Polonica Nova 2016 - notatki


#1 - młodość nie nowość

Choć sobotni wieczór MPN otworzył koncert będący pierwszą odsłoną cyklu kuratorskiego Szymona Bywalca, którego narracja została oparta na cytacie o "czuciu, wierze, szkiełku i oku" z Romantyczności Mickiewicza, to większość utworów tego dnia skłaniała do zadumy nad innym utworem wieszcza i zadaniem pytania o permanentne trudności polskiej młodzieży kompozytorskiej z wzbiciem się do lotu ponad poziomy.

Miejscami romansujący z katowicką tradycją dynamiki bigbandowej orkiestracji (patrz Jerzy Milian), zdradzający modernistyczne aspieracje w postaci lekkich pogłosów elektronicznych Laetatus sum Lasonia (http://ninateka.pl/a…/gorczycki-in-memoriam-aleksander-lason) można uznać za dość udany przykład wyciskania ostatnich soków z koncepcji nowego romantyzmu pokolenia 51. Jednak już utwór ucznia Lasonia (Metamorphosis Przemysława Szczotka) pokazał, jak martwa i wtórna jest to droga, prowadząca do manieryzmu w wieku młodzieńczym. Ze zgoła odmienną emocjonalnością, ale podobnym poziomem pustki formalnej wypadła fraszka Andrzej Kwiecińskiego (https://soundcloud.com/andrzej-kwiecinski/a-6-1), utwierdzająca słuchaczy w tendencyjnym przekonaniu o niepoważności poszukiwań dźwiękowych. Przekonaniu, które niecały rok temu wybrzmiało głośnym echem oburzenia podczas premiery ...play them back... Sławka Wojciechowskiego (https://soundcloud.com/s-awomir-wojciechowski/play-them-back). Najlepszego i koncepcyjnie najciekawszego utworu tego wieczoru, opowiadającego o przewrotnej naturze użycia live electronics w muzyce komponowanej. Premiera tego utwory i wspomniany zabawny skandal (głosy oburzenia publiczności „To tak brzmi teraz muzyka?”.) miały na katowickim Festiwalu Prawykonań, zderzenie ze świadomym konserwatyzmem Lasonia i jego uczniów być może nie było do końca zamierzone kuratorsko, jednak okazało się znaczące, utwierdzające jak bardzo rzeczywistość polskiej muzyki komponowanej tkwi w fantazmatach, z którymi świat rozprawił się ponad pół wieku temu. W czasie gdy wybrzmiewały ostatnie dźwięki koncertu świat obiegała wiadomość o śmierci Tony'ego Conrada, który kiedyś powiedział : “It appeared as if Schoenberg had destroyed music, then it appeared as if Cage had destroyed Schoenberg. Our project was to destroy Cage. An idea I found very interesting was to destroy the whole concept of western composition. Get rid of the composer and let’s make the sound accessible in whatever form to whoever wants to listen.”.

Drugi koncert tego wieczoru miał uderzyć z przeciwnej strony - zainicjowana przez Culture.pl współpraca pomiędzy ambitnym zespole defunensemble z Finlandii specjalizującym się w repertuarze elektroakustycznym i piątka młodych kompozytorów pracujących w Polsce. Koncert defunensemble, w założeniu mający prezentować najnowszą muzykę. Przemek Scheller, Rafał Zapała i Jakub Sarwas dość kurczowo trzymali się koncepcji traktowania warstw dźwięku syntetycznego jako tła dla instrumentacji akustycznych, czyniąc z live electronics kolejne elementy klasycznej koncepcji muzycznej. Ponownie znacząco wypada tutaj zestawienie ze wspomnianym ...play them back... Sławka Wojciechowskiego, którym w zwinnej, przestrzennej orkiestracji zaburza granicę pomiędzy dźwiękiem akustycznym i jego elektronicznym powidokiem. Świadomie składał broń w miejscu, w którym większość kompozytorów współczesnych próbuje usilnie godzić ze sobą tradycyjne i nowe koncepcje dźwiękowe, tak jak to miało miejsce podczas koncertu defunensemble (choć trzeba przyznać, że z bardzo dobrze zrealizowanym przestrzennym aspektem dźwięku elektronicznego).

Tutaj ponownie kontrastującym jakościowo i koncepcyjnie wyjątkiem był ostatni utwór. Vibranium Karola Nepelskiego to studium wibroakustyki (ciekawostka - pionierami tej dziedziny akustyki byli polscy naukowcy) na zespół kameralny. Dzwonki wibracyjne telefonów grały na pulpitach do nut, nagranie orkiestry z dyktafonu trafiało prosto do przystawek gitary elektrycznej. Widoczne na ekranie w komorze bezechowej mierzone wibracje powodowane przez płomienie ognia trafiły w partie wiolonczeli i fletu, a stroboskop towarzyszący niskim subbasom zapewne miał wzbudzać metalowe stelaże sali koncertowej. Sam pomysł nie nowy, obecny głownie w sztuce dźwięku (sięgając po polskie przykłady można wspomnieć prace Pawła Kulczyńskiego (http://tropajn.com/…/installatio…/item/129-object-permanence) i Gerarda Lebika (http://youtu.be/HcllcMle3Vo)), u Nepalskiego w połączeniu z teatrem instrumentalnym wypadł wybitnie odświeżająco w zestawieniu tego wieczora. Chociaż spora część publiczności odebrała ten utwór jako żart (czyżby Mickiewiczowski temat przewodni tegorocznego festiwalu okazuje się aż tak proroczy?), to Karol Nepelski po raz kolejny wpisuje się w MPN jako świadomy i odważny kompozytor. Niektórzy z was powinni pamiętać jego błyskotliwy utwór "Logical Shift" sprzed 2 lat (http://ninateka.pl/…/karol-nepelski-logical-shift-na-glos-p…).



#2 - Bach is Back

Poniedziałkowy koncert zbudowany został wokół tematu archeologii - Paweł Krzaczkowski rok temu odkopał zaginioną partyturę Sikorskiego, Drożdżewski i Augustyn pastwili się nad J.R. Ahlem i J.S. Bachem, Moc snuł refleksje o przemijaniu i polarnych zorzach, Foltyn zaś poszukiwał zaś emocji i wrażeń w składni obiektowych języków programowania. Całe szczęście Maria Erdman zachowała w tym bałaganie zimną krew i świetnie wykonała wszystkie te cuda na klawikordzie, specyficznym, ale ciekawym brzmieniowo instrumencie.

Instrumencie bardzo cichym, pokazującym pełnie swoich możliwości dopiero w gęstych pasażach lub mocnych amplifikacjach. Tych drugich było jak na lekarstwo, jedynie nieśmiałe próby u Foltyna. Gęsto było na pewno w utworze Drożdżewskiego, który dość mocno trzymał się bachowskiego opracowania melodii "Es ist genug" i chyba dzięki temu najpełniej oddał możliwości klawikordu. Ot i cała tajemnica wieczoru - z jednej strony geniusz Bacha, jego świadoma praca z brzmieniem i fizycznością instrumentów dostępnych w jego czasach, z drugiej słabość utworów Augustyna, Drożdżewskiego i Foltyna, którzy zamiast zająć zgłębić materię dźwiękową zadowolili się układaniem nut. Szczególnie karkołomne było zestawienie klawikordu zarówno z fortepianem, jak i akordeonem - oba instrumenty grają mocno głośniejszym i pełniejszym dźwiękiem. Z tego też powodu bardzo dobry utwór MissA Michała Moca niestety wypadł bladziej niż 2 lata temu na Światowych Dniach Muzyki. Sam Maciej Frąckiewicz jak zwykle nie zawiódł, partia akordeonu oparta na mocnych modulacjach brzmieniowych w jego wykonaniu nadal robi duże wrażenie.

Oczywiście "W dali ptak" Tomasza Sikorskiego w tym zestawieniu był jak z innej planety. Sikorski zdecydowanie unikał technik i praktyk kompozytorskich stosowanych przez pozostałych bohaterów tego wieczoru. Jednak minimalistyczna, repetytywna i zostawiająca duże pole inwencji wykonawcy (wszystkie części utworu mogą być powtarzane ad libitum) forma utworu pokazała pozwoliła pokazać kolejne oblicze dźwiękowe klawikordu, zdecydowanie najbliżej wrażliwości bachowskiej, bez konieczności naśladowania jego stylu. Natomiast dźwiękowo nie wypadła najlepiej partia głosu - za głośna jak na szept, za mało skupiona na niuansach związanych z fizycznością głosu, jakby oderwana od tekstu Becketta. Mam nadzieję, że utwór ten doczeka się kiedyś odważniejszej realizacji dźwiękowej - zarówno pod kątem interpretacji aktorskiej, jak i w przygotowaniu warstwy elektronicznej.



#3 - Musica Polonica Viva

Bohaterem środowych koncertów nareszcie był dźwięk – najpierw w sali czarnej NFM w pełnym niuansów wykonaniu zespołu LUX:NM , później w odbiciach i rezonansach przestrzeni holu NOT-u.

Sala czarna NFM nie należy do najlepszych pod względem akustyki. Wczoraj zespół zdecydował się na amplifikację wszystkich instrumentów, co w połączeniu ze świetnymi umiejętnościami wykonawczymi spowodowało, że w wielu momentach muzyka brzmiała jak nie z orkiestry, ale bogatego syntezatora. Szczególnie gdy składały się brzmienia akordeonu, puzonu i wiolonczeli, pojawiały się niesamowite rezonanse i intrygujące współbrzmienia. Wszyscy trzej kompozytorzy – Sławek Wojciechowski, Joanna Woźny i Jarosław Płonka stworzyli zespołowymi możliwości pokazania swoich umiejętności. U Płonki szczególnie ciekawie wypadł początek, zdradzający jego praktykę wykonawczą i improwizacyjną, niestety później kompozycja za bardzo weszła w landszaftowy, liryczny nastrój ocierający się o glassowski kicz i zgubił początkowy pazur. Sławek Wojciechowski również balansował pomiędzy klasycyzującymi motywami rozciąganymi brzmieniowo i mocnymi akcentami w postaci wokalnych sampli (być może z tekstu, a na pewno towarzyszącymi tekstowi Pawła Krzaczkowskiego nawiązującemu do historii luddytów), nie popadając w żadną skrajność ponownie zachwycił dynamiką, przestrzenią i formą utworu. Utwór to część pierwsza kompozycji powstającej na tegoroczne zamówienie Warszawskiej Jesieni - „well bitch, you have to break it!”. Wreszcie Joanna Woźny, ktyórej utwór na zeszłorocznym MEN (http://cantiilluminati.blogspot.com/…/musica-electronica-no…) wyraźnie wyróżniał się z reszty programu. „suspended” to kompozycja sprzed 3 lat rozszerzona na pełen skład zespołu LUX:NM, z intuicją i wyczuciem wyciągającym niuanse brzmieniowe instrumentów, często na granicy szumu, dzięki wzmocnieniu dźwięków zyskał szczególną przestrzeń dla niecodziennych współbrzmień instrumentów. Słychać wyraźny postęp w stosunku do kompozycji sprzed paru lat (patrz płyta „as in a mirror, darkly” wydana w Kairos w 2011 roku), trzymamy więc kciuki za kolejne nagrania!

Hol wrocławskiego NOT-u to przestrzeń z ogromnym pogłosem, cholernie trudna do nałosnienia i opanowania akustycznie. Moda ekipa krakowska postawiła na pracą z samą przestrzenią, długie pogłosy i wszelakie odbicia dźwięku świadomie włączając do kompozycji. Muzycy chodzi po dwóch piętrach, stawali w oknach, kierowali wylot swoich instrumentów w różne strony przestrzeni, wreszcie chodzi pomiędzy zgromadzona publicznością. Nie każda kompozycja był równie udana, niektóre niebezpiecznie ocierały się o zbędny pompatyzm i przesłodzony kicz, ale świadomość przestrzeni akustycznej i otwarcie na nowe brzmienia młodych kompozytorów stworzyły bardzo spójny i ciekawy koncert. Zdecydowanie warto śledzić kolejne ruchy tej grupy kompozytorów (Szymon Stanisław Strzelec, Kamil Kruk, Piotr Peszat wypadli tego wieczoru najciekawiej) i wykonawców (grupa Precipitevolissimevolmente).