Od początku był to jeden z dwóch pewniaków festiwalu (drugi to niedzielne trio). W ramach Raster-Noton Showcase zaprezentowali się niemieccy ojcowie-założyciele (Olaf Bender jako Byetone i Frank Bretschneider) i jeden z wychowanków (David Letellier jako Kangding Ray). Pierwszym bohaterem wieczoru był sam klub Eter - doskonale dobrane nagłośnienie, wszystko brzmiało selektywnie i nie za głośno. Przy odrobinie szczęścia, zdrowej dawce wyobraźni i pracy programowej ten klub ma szanse pełnić rolę podobną do berlińskiego Berghain, być miejscem prezentacji nowej muzyki z szerokiego wachlarza gatunkowego (wiem, marzenia).
Frank Bretschneider zaprezentował przegląd tanecznych utworów, głównie z dwóch ostatnich płyt (ale pojawiły się również starsze nagrania). Precyzyjne brzmienie, gęste struktury rytmiczne, minimalistyczny dobór elementów kompozycji - wszystkie klasyczne elementy brzmienia R-N. Do ideału jednak brakowało szerszej perspektywy - Frank po prostu odegrał kolejne utwory, nie zbudował zadnej dramaturgii, przez co kolejne, jakże świetne kompozycje, zaczynały nużyć. Pod tym względem występ Bretschneidera 4 lata temu w Toruniu na festiwalu Plateaux był bardziej wciągający i ciekawy. Rozczarowanie tym większe, bo wydał w tym roku rewelacyjna płytę nagraną na przedziwnym urządzeniu Subharchord stworzonym na potrzeby NRD-owskiej poczty. We Wrocławiu zobaczyliśmy jednak nowy zestaw wizualizacji, jeszcze bardziej zbliżony do monochromów Ryoji Ikedy. Podobnie jak w dźwięku - świetna robota inżynierska.
Więcej wiatru w skrzydła nabrał Byetone. Mimo problemów z mikserem zagrał najlepszy set tego wieczoru - z odpowiednią narracją dźwiekową, stopniowym budowaniem napięcia, z kodą opartą na soczystym, nowofalowym riffie basowym. Konstrukcje rytmiczne ustepowały nieco tym zaprezentoanym przez Franka, to wygrał jednak intuicją muzyczną, plastycznością dźwięku i muzyczną epickością w duchu ostatnich produkcji Gui Borrato (koloński Kompakt sie kłania). Z tego punktu widzenia zupełnie już nie dziwi zaproszenie Olafa do wykonania remiksów nagrań super-duetu VCMG (Vince Clarke, Martin Gore). Materiał zaprezentowany we Wrocławiu był oparty głównie na ostatniej płycie artysty, SyMeta z 2011 roku, jednak na żywo Byetone wydobył z niego więcej muzykalności. Należy pochwalić również wizualizacje - również monochromatyczne, ale wyraźnie odróżniające sie od klasycznej identyfikacji wizualnej R-N (czyli Alva Noto i Ryoji Ikeda) - miejscami rozmyte, wręcz analogowe, oszczędniejsze, bardziej podkreślające niuanse brzmieniowe.
Najbardziej od swojego materiału wydawanego w barwach R-N odbiegł Kangding Ray. Set osadzony w klasycznym house, z produkcją z ostatniego albumu dla R-N (OR z 2011 roku) łączyły go głównie syntezatorowe, miejscami mocno psychodeliczne pasaże i ozdobniki. Więcej tu było pomysłów z ostatniego albumu, wydanego w tym roku dla Stroboscopic Artefacts EP'ki Monad XI. Dźwiekowo jego muzyak jest najbardziej różnorodna i barwna (co równiez podkreslały wizualizacje, kolorowe, ale najbardziej tradycyjne tego wieczoru), ale też najmniej dopracowana - kontrast w produkcji dźwięku wręcz bił po uszach. A raczej je zamulał. W tym zestawie najgorszy występ, mimo, że byl to solidny i dynamiczny set.
Ogólnie jednak żal, że przygotowując swój showcase Raster-Noton nie wystawił żadnego ze swoich najnowszych nabytków. A przecież po wielu slabych latach i fatalnych płytach z doskonała produkcją w barwach R-N powrócił Valdislav Delay (EP'ka Espoo), do Wrocławia i tak przyjeżdża. Ostatnio świat zelektryzowała wiadomość o publikacji w R-N nowych nagrań grupy, która odważyła się tchnąć nowe życie w społowiałe już ciała minimalistycznego dub techno, industrialu i dźwiekowego eksperymentu - Emptyset. Do odsłuchu poniżej.
PS. Celowo nie piszę o występie Bonaparte, po którym nastąpiłą pod sceną kompletna wymiana publiczności.
Frank Bretschneider zaprezentował przegląd tanecznych utworów, głównie z dwóch ostatnich płyt (ale pojawiły się również starsze nagrania). Precyzyjne brzmienie, gęste struktury rytmiczne, minimalistyczny dobór elementów kompozycji - wszystkie klasyczne elementy brzmienia R-N. Do ideału jednak brakowało szerszej perspektywy - Frank po prostu odegrał kolejne utwory, nie zbudował zadnej dramaturgii, przez co kolejne, jakże świetne kompozycje, zaczynały nużyć. Pod tym względem występ Bretschneidera 4 lata temu w Toruniu na festiwalu Plateaux był bardziej wciągający i ciekawy. Rozczarowanie tym większe, bo wydał w tym roku rewelacyjna płytę nagraną na przedziwnym urządzeniu Subharchord stworzonym na potrzeby NRD-owskiej poczty. We Wrocławiu zobaczyliśmy jednak nowy zestaw wizualizacji, jeszcze bardziej zbliżony do monochromów Ryoji Ikedy. Podobnie jak w dźwięku - świetna robota inżynierska.
Więcej wiatru w skrzydła nabrał Byetone. Mimo problemów z mikserem zagrał najlepszy set tego wieczoru - z odpowiednią narracją dźwiekową, stopniowym budowaniem napięcia, z kodą opartą na soczystym, nowofalowym riffie basowym. Konstrukcje rytmiczne ustepowały nieco tym zaprezentoanym przez Franka, to wygrał jednak intuicją muzyczną, plastycznością dźwięku i muzyczną epickością w duchu ostatnich produkcji Gui Borrato (koloński Kompakt sie kłania). Z tego punktu widzenia zupełnie już nie dziwi zaproszenie Olafa do wykonania remiksów nagrań super-duetu VCMG (Vince Clarke, Martin Gore). Materiał zaprezentowany we Wrocławiu był oparty głównie na ostatniej płycie artysty, SyMeta z 2011 roku, jednak na żywo Byetone wydobył z niego więcej muzykalności. Należy pochwalić również wizualizacje - również monochromatyczne, ale wyraźnie odróżniające sie od klasycznej identyfikacji wizualnej R-N (czyli Alva Noto i Ryoji Ikeda) - miejscami rozmyte, wręcz analogowe, oszczędniejsze, bardziej podkreślające niuanse brzmieniowe.
Najbardziej od swojego materiału wydawanego w barwach R-N odbiegł Kangding Ray. Set osadzony w klasycznym house, z produkcją z ostatniego albumu dla R-N (OR z 2011 roku) łączyły go głównie syntezatorowe, miejscami mocno psychodeliczne pasaże i ozdobniki. Więcej tu było pomysłów z ostatniego albumu, wydanego w tym roku dla Stroboscopic Artefacts EP'ki Monad XI. Dźwiekowo jego muzyak jest najbardziej różnorodna i barwna (co równiez podkreslały wizualizacje, kolorowe, ale najbardziej tradycyjne tego wieczoru), ale też najmniej dopracowana - kontrast w produkcji dźwięku wręcz bił po uszach. A raczej je zamulał. W tym zestawie najgorszy występ, mimo, że byl to solidny i dynamiczny set.
Ogólnie jednak żal, że przygotowując swój showcase Raster-Noton nie wystawił żadnego ze swoich najnowszych nabytków. A przecież po wielu slabych latach i fatalnych płytach z doskonała produkcją w barwach R-N powrócił Valdislav Delay (EP'ka Espoo), do Wrocławia i tak przyjeżdża. Ostatnio świat zelektryzowała wiadomość o publikacji w R-N nowych nagrań grupy, która odważyła się tchnąć nowe życie w społowiałe już ciała minimalistycznego dub techno, industrialu i dźwiekowego eksperymentu - Emptyset. Do odsłuchu poniżej.
PS. Celowo nie piszę o występie Bonaparte, po którym nastąpiłą pod sceną kompletna wymiana publiczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz