W najnowszym numerze Dwutygodnika Janek Topolski zwinnie podsumowuje zintensyfikowane działania ostatnich lat mające na celu przypomnieć, a czasem na nowo zinterpretować dorobek Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Ciężko się jednak zgodzić z zapowiadającym tekst fragmentem - "To, co obecnie dzieje się wokół Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, jest naprawdę niesamowite. To tryumf żywej kultury, a zarazem powrót cyfrowych obywateli do ery analogowej". Kultura ta jest do dawna martwa - najpierw porzucona przez jej najsłynniejszych beneficjentów, potem zapomniana przez fundatorów, wreszcie zaprzepaszczona przez kolejne pokolenia pedagogów.
Dzielny Bołt Records zdobywa fundusze na następne publikacje bogatej spuścizny, przeczesuje archiwa i szuka nowych kontekstów. Jednak powody tej mrówczej pracy nie pojawiają się wśród tez zamykających wspomniany artykuł. Dorobek SEPR był przez lata był pilnie strzeżony przed uszami zwykłych słuchaczy przez betonowych strażników neoromantyzmu (słynna anegdota o nieprzyjęciu Rudnika do ZKP). W tekście zdawkowo wspomina się o problemach, jakie Wojcek Czern miał przy okazji pionierskiej publikacji "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Z SEPR udało się rozprawić, teraz w kolejce czekają potężniejsze i jeszcze bardziej ryzykowane pod względem wartości artystycznej archiwa Warszawskiej Jesieni, póki co również dostępne tylko dla wąskiego grona szczęśliwych wybrańców.
Nowe interpretacje kompozycji nagrywanych w SEPR to ciekawa zabawa stylistyczna, w dobrze określonych gatunkach, które jednak przestały być eksperymentem, choć są znakomitym dowodem na ponadczasowość taktyk dźwiękowych pionierów SEPR, odporność na próby czasu. Podobnie publikacja Bęc Zmiany jest jedynie wspomnieniem i leksykonem starych praktyk, nie przynosi odpowiedzi na stawiane na początku tezy: "wyczerpany potencjał postępu stawia nas przed koniecznością szukania innego paradygmatu, reguły zdolnej do ustanowienia nowych terytoriów eksperymentowania". Czy mamy więc do czynienia jedynie z tytułową modą na "powrót cyfrowych obywateli do ery analogowej" - seryjne syntezatory analogowe i nostalgicznie źle brzmiące kaset magnetofonowe?
Paweł Kulczyński, fot. Random Shooting |
Kulczyński sam wspomina, jego muzyka to ciągłe próby okiełznania nieprzewidywalnej materii syntezatorów własnej konstrukcji, sporo więc w tej muzyce improwizacji i zaskoczenia, eksperymentu w duchu Terence Dwyera. Jednak to, co jest szczególnie interesujące w muzyce Pawła to świadomość przestrzeni i zachowania w niej dźwięku. W ramach projektu "When Attitudes Become Form" (tytuł zaczerpnięty z wystawy kuratorowanej przez Haralda Szeemanna) nagrywa w niecodziennych dla muzyki miejscach wykorzystując ich właściwości akustyczne, traktując je jako instrument do pracy z dźwiękiem. Jego najnowsze wydawnictwo to zapis nagrań zrealizowanych z ogromnym betonowym silosie.
Praktyka ta obecna w dokonaniach grupy Emptyset (płyty "Medium" i "Material", tegoroczny projekt w Tate Modern), wcześniej Deep Listening Band (ich ostatnie wydawnictwo z okazji 80. urodzin Paulien Oliveros, wielokanałowe przestrzenne nagrania zrealizowane podczas rezydencji w Town Hall Seattle, wydane pałytach przez Important i Taiga, idee sferycznego słuchania i techniki realizacji nagrań Davida Gampera to temat na osobny wpis) posiada również skromną polską tradycję. Jako uzupełnienie wystawy Dźwięki Elektrycznego Ciała Bołt Records i Muzeum Sztuki w Łodzi wydało płytę z kompozycjami Zygmunta Krauze. Idea projektu Spatial Music była prosta - przez rozwiązania architektoniczne i dać słuchaczowi możliwość operowania w przestrzeni własnym odbiorem utworu muzycznego tak, jak kompozytor tworzy przy użyciu fragmentów taśm magnetofonowych. Płyta z Bołta zawiera dwie interpretacje - studyjną z roku 1968 autorstwa Krauzego oraz dokumentację łódzkiej realizacji z 2012 roku zmiksowaną przez Arszyna (możecie też posłuchać interpretacji naszego redakcyjnego kolegi). Zestaw jest uzupełniony przez kolejną realizację tej idei - "Fête galante et pastorale" w 1974 roku została skomponowany na architekturę barokowe zamku Eggenborgu i zespół Pro Arte Ensemble Graz. Połączenie elementów elektroakustycznych z fragmentami barokowymi przywołuje na myśl soundtrack Pendereckiego do "Rękopisu znalezionego w Saragossie" (1963), u Krauzego mamy jednak bardziej intensywna dźwiękowa, bardziej plastyczną, przywodząca na myśl kino Wojciecha Jerzego Hasa czy ostatnie kameralne produkcje Michaela Pisaro, Jimiego Tenora i Markusa Poppa.
W podobny nurt kolażu dźwiękowego wpisuje się najnowsze wydawnictwo Sangoplasmo. Michał Kupicz do tej pory znany z realizacji nagrań (BNNT, Ingito Tree, wiele z wydawnictw Oficyny Biedota) swój pierwszy solowy album oparł na materiale dźwiękowym pochodzącym z sesji artystów, z którymi miał okazję pracować. Nie jest to jednak typowa praca samplingowa, Michał skupia się na brudach, pogłosach, przypadkowych sprzężeniach, dźwiękowych fantomach układanych w kompozycje kompletnie zrywające z zamiarami ich wykonawców. Na stronie pierwszej wyróżnia się wielowarstwowa konstrukcja oparta na dźwiękach trąbki Artura Majdewskiego z Mikrokolektywu przywołująca na myśl ideę instrumentalnej muzyki konkretnej Lachenmanna, jak również zaszumiona realizacja pełna pełna niepokojących radiowych pogłosów. Strona druga to krótka impresja na temat plamy frippertronikowej i następująca po niej arytmicznie przekorna, zdawkowa pseudo-improwizacja free-jazzowego combo przechodząca w ludowe wielogłosy. "Bez tutułu" Kupicza to jedno z najciekawszych jak dotąd nawiązań do idei taśmowego eksperymentu w tradycji realizacji studia Patkowskiego i Rudnika.
1 komentarz:
Ingito Tree = Indigo Tree; Artur Majdewski = Artur Majewski
Prześlij komentarz